Jestem mamą Trzech Muszkieterów. Ta rola zajmuje mi zdecydowanie więcej czasu, energii i wymaga więcej siły i zaangażowania niż te wszystkie moje warsztaty, szkolenia, coachingi i pisarskie podrygi razem wzięte. To robota na pełny etat. Po pachy, po szyję, po dziurki w nosie, ale i po brzeg serca. Non stop przez lata. I tak pomyślałam, że lubię od czasu do czasu podzielić się z Wami prywatną perspektywą.
Przyciągam inne mamy i… tak jakoś mam sporo Klientek-mam-liderek. Kobiet pięknych i aktywnych. Mądrych. Kobiet ambitnych i wrażliwych. Kobiet silnych i kruchych zarazem. Kochających mam. Genialnych menedżerek. Matek Polek Galopek. Czuję z Wami jakieś takie połączenie serc. I myślę sobie – że my mamy aktywne, to mamy niełatwo, żeby nie napisać, że mamy cholernie trudno.
Bo niemałe to wyzwanie chcieć łączyć te role i się w tym wszystkim nie pogubić. Chcąc być dobrą mamą i spełnioną w pracy, chcąc mieć pasje i fajne relacje i czas na wypoczynek i zdrowie chcąc i wygląd i…. Po tych naszych wakacyjnych sesjach, a czerwiec i lipiec był ich pełen i na bazie własnych odkryć – potrzebuję głośno zamanifestować kilka przykazań.
Piszę je i dla siebie i bardzo dla Was. Żebyśmy pamiętały. I sobie do serca brały. Żebyśmy perspektywę zmieniały i… działały!
6 przykazań dla Matki Polki Galopki:
1. Po pierwsze żyj. Teraz.
Mrozi mnie gdy 9 sierpnia słyszę naokoło, że jest koniec wakacji. Jaki koniec ja się pytam? Toć dla wielu to dopiero piękny początek wyczekanego urlopu, wywiezionych dzieci do dziadków, domkniętego projektu, pogody za oknem. Także ten – w duchu uważnego życia – pragnę podkreślić – popatrz na datę w kalendarzu i żyj. Tu i teraz.
Zaskakująco łatwo przychodzi nam życie w zalęknionej przyszłości. W obawach. „Zaraz coś się stanie.”, „Przewróci się.”, „Poparzy.”, „Na pewno w przedszkolu będzie płakał.”, „Ten wyjazd będzie do bani.”, „Obawiam się, że…”
Teraz. Jak jest teraz?
Tamto – to tylko myśli.
2. Po drugie daj się zatrzymać.
Pędzisz. Robisz tysiące czynności dziennie. Sprzątasz. Pierzesz. Gotujesz. Prasujesz. Segregujesz. Roznosisz. Pilnujesz. Dbasz. Łagodzisz. Tłumaczysz. Chronisz…
Cała jesteś czasownikiem.
Daj się zatrzymać. Na chwilę. Codzienną. Tylko dla Ciebie.
Nie musisz od razu mówić: „Na spa mnie teraz nie stać”, „Oj to fanaberie – wakacje to czas dla rodziny”, „Przecież dzieci są najważniejsze”. Nie musisz robić wielkich samotnych wyjazdów. Wiem, że miesiąc na Bali z kokosem w dłoni, to może nie na teraz. Ale…
Codziennie szukaj małych momentów. Ulotnych chwil. Ale takich intensywnych. Twoich.
Szukaj zapachu kawy o poranku z pochrapującym jeszcze domem w tle.
Dotyku rosy na bosych stopach.
Skaczącego po płocie wróbla.
Szukaj wiatru we włosach na rozpędzonym rowerze.
Ciszy schowanej na spacerze w lesie.
Kojącego szelestu liści.
Szukaj smaku prosto z drzewa.
Lepiących śliwkowych dłoni.
Miski pełnej pomidorów.
Małe momenty. Tylko Twoje.
3. Po trzecie akceptuj. Zacznij od ciała.
W tym to jesteśmy mistrzyniami. Mamy tu wzrok tak bystry, tak ostry. Widzimy niedostrzegalne. Te fałdki. Te krostki. Te krzywizny. Te niedoskonałości.
Mogłybyśmy wyliczać je alfabetycznie, na czas, bez zająknięcia. Włosy za cienkie, za proste, za rzadkie. Oczy za małe. Nos za duży. Usta za wąskie. Szyja za długa. Biodra za szerokie. Stopy za duże.
Litania.
I wszystko w wakacje jakoś widać wyraźniej…
A gdyby tak uznać, że fałdki to świetne przygotowanie do zimy? A włosy dobrze, że jeszcze są. A oczy dobrze, że widzą. A nos, że oddycha?
A gdyby się tak choć na chwilę od siebie odczepić? Docenić, nie ganić. Pochwalić, nie krytykować?
Spróbuj i zobacz co się stanie :)
Jesteś wystarczająca. Jesteś.
A potem realizuj punkt 1 i 2 :)
Nadajemy na tych samych falach, mamy te same rozterki, wahania nastrojów i przypływy miłości. Wszystkie. Jesteśmy pięknie podobne.